Forum W szkole Dmowskiego Strona Główna

 Józef de Maistre, O papieżu, Kraków 1853

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
danfoss




Dołączył: 27 Sty 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań i Bydgoszcz

PostWysłany: Czw 23:35, 27 Sie 2009    Temat postu: Józef de Maistre, O papieżu, Kraków 1853

Kilka słów o języku łacińskim

Przypominam sobie, że w dziele o ważności zdań religijnych utrzymuje Necker, iż czas już abyśmy spytali się już raz Kościoła Rzymskiego , dlaczego upiera się przy zmarłym dla nowoczesnego świata języku i t: d. Czas jest przeciwnie, aby mu już o tem nie mówić, albo mówić tylko dlatego, ażeby uznać i uczcić głęboką mądrość Jego. Bo cóż to za myśl szczytna, jest ów język powszechny dla powszechnego kościoła. Od jednego do drugiego bieguna, katolik wchodzący do kościoła swojego obrządku, jest jakby u siebie, i nic nie jest mu obcem. Przybywszy tam, słyszy, co słyszał w ciągu całego życia, może wzmocnić głos swój głosem braci swoich. On, ich rozumie i oni go wzajemnie rozumieją, może zawołać: „zapełniłem świat cały, i tu jest Rzym cały. Rzym jest tam gdzie ja się teraz znajduje."

Braterstwo wynikające z jedności języka jest tajemniczym węzłem niesłychanej siły. W IX wieku Jan VIII Papież zbyt polubowny, pozwolił Słowiańskim narodom odprawiać nabożeństwo w swoim języku, co zadziwiłoby każdego, ktoby odczytał jego list CXCV gdzie sam uznaje niedogodność tej tolerancyi. Grzegorz, VII cofnął to pozwolenie, ale co do Rosjan już było za późno, i wiadomo nam, czym to przypłacić musiał wielki ów naród. Gdyby język łaciński był został wprowadzony do Kijowa, Nowogrodu, Moskwy, nigdy by go nie byli odrzucili, i nigdy potężni Słowianie pokrewni Rzymowi językiem, nie byliby się rzucili w objęcia tych upadłych Greków Wschodniego państwa, których dzieje obudzają litość na przemian ze zgrozą..

Nic nie wyrówna godności łacińskiego języka. Mówił nim król-naród, i on to nadał mu to piętno wielkości, jedynej w dziejach języka ludzkiego, której nawet najdoskonalsze nowożytne narzeczach nigdy nie mogły sprostać. Wyrażenie np. Majestat jest wyrazem łacińskim. Grecji jest ten wyraz zupełnie obcym a majestatycznością właśnie Rzym zarówno w boju, jak i w naukach Grecję przewyższył. Zrodzony ku władzy, język ten dziś jeszcze w księgach rozkazującym odzywa się tonem. Jest to język zdobywców Rzymskich, jak i apostołów, czyli misjonarzy Rzymskiego kościoła, a ludzie ci różnią się tylko między sobą różnością celów i skutkami swych działań. Pierwszym chodziło o ujarzmienie, upokorzenie i zagładę rodu ludzkiego, drudzy przychodzili oświecać go, dodać mu nowej siły i zapewnić mu zbawienie; ale i ci i tamci szli szukać zwycięstw i podbojów, a polega ich jest taż sama,

. . . Ultra Garamantas et Indos Proferet imperium . . .

Trajan który był ostatnim wysileniem Rzymskiej potęgi, nie mógł wszakże rozszerzyć panowania swego języka po za brzegi Eufratu. Papież Rzymski ponieść go kazał do Indyów, Chin i Japonii. Jest to język cywilizacyjny; a gdy się mieszał z mową naszych przodków barbarzyńców, umiał oczyścić ją, złagodzić, rozjaśnić i że się tak wyrażę, uduchownić owe rubaszne narzecza, które się dzisiaj tak znakomicie przekształcić potrafiły. Uzbrojeni tym językiem wysłańcy Papieża, poszli sami szukać narodów, które od Kościoła były odległe i rozdzielone morzami i górami. Te zaś skoro język ten usłyszały w dzień chrztu swojego, już go odtąd nie zapominały. Rzućmy okiem, na mapę świata, i wykreślmy linią, gdzieby zamilkł ten język powszechny, a tam, znajdziemy granice cywilizacyi i ostatnie krańce braterstwa Europejskiego. Po za nim jest już tylko pokrewieństwo rodu ludzkiego, który na szczęście jest wszędy. Hasłem Europejskim jest wyłącznie język łaciński. Medale, monety, trofea, groby, dzieje pierwotne, prawa, armaty, wszystkie pomniki przemawiają do nas po łacinie: mamyż je zniszczyć, albo ich więcej nie słyszeć?

Wiek ostatni, który zawziął się na wszystko co było święte i godne poszanowania, nie omieszkał wydać wojny i łacinie. Francuzi mistrze mody, zaniedbali zupełnie tę mowę i zapomnieli jej do tego stopnia, że starli ją z monet swoich, i zdają się nawet nie spostrzegać że popełnili występek przeciw rozsądkowi Europejskiemu, przeciw dobremu smakowi i zarazem przeciw religii. Anglicy także, acz roztropnie uparci w zachowaniu dawnych zwyczajów, poczynają naśladować Francję, a to im się częściej zdarza, niżeliby kto sądził, i niżeli oni sami mniemają, (przynajmniej o ile mi się zdaje). Przypatrz się piedestałom ich nowoczesnych posągów, nie znajdziesz tam tej surowej ale wspaniałej powagi i smaku, który odznaczał pomniki Newtona, i Krzysztofa Wrena; a zamiast wspaniałego lakonizmu, wyczytasz całą historię w pospolitym stylu skreśloną. Marmur, któremu kazano być gadułą, płacze za owym językiem, który go obdarzał wymową tak piękną, tak oddzielną od innych, że aż szczegółowe dano mu nazwisko, i który z kamienia przenosił się w niezatarta pamięć wszystkich ludzi i pokoleń.

Aby się okazać jako właściwe narzędzie cywilizacji; brakowało tylko łacinie jednego rodzaju chwały, ale i ten w właściwym czasie pozyskać zdołała, stając się językiem naukowym. Twórcze geniusze przyswoiły ją sobie dla udzielenia światu wielkich swoich myśli. Kopernik, Keppler, Newton i wielu innych niemniej znakomitych, choć nie tyle sławnych mężów, pisali po łacinie. Znakomita liczba historyków, publicystów, teologów, lekarzy, starożytników (archeologów) i t. d. zalało Europę dziełami łacińskiemi wszelkiego rodzaju. Poeci i literaci pierwszego rzędu przywrócili językowi Rzymian starożytne jego formy i wznieśli go na stopień takiej doskonałości, że ją podziwiają ludzie, którzy porównywają nowych pisarzy z ich starożytnemi wzorami. Wszystkie inne języki, chociaż doskonalone i znane, umilkły przy starodawnych pomnikach, i kto wie, czyli nie na zawsze! Z pomiędzy wszystkich umarłych języków: jedna mowa Rzymska prawdziwie zmartwychwstała, a podobna do Tego, którego dwadzieścia wieków uwielbia, może raz jeszcze ożywiona nie umrze !

W porównaniu z temi świetnemi przywilejami, cóż znaczy pospolity i tylekroć powtarzany zarzut, że to jest to język obcy ludowi. Protestanci często przywodzili ten zarzut, nie zastanawiając się wcale, że ta część obrządku, która nam jest z nimi spólną, tak u nas, jak i u nich w pospolitym odprawia się języku. U nich główną rzeczą, i niejako dusza wyznania jest kazanie, które z natury swojej we wszystkich wyznaniach, w języku ojczystym mówić się musi. U nas prawdziwem oddaniem czci Bogu jest ofiara, reszta zaś tylko dodatkiem. A cóż ludowi na tem zależy ażeby sakramentalne wyrazy, które się wymawiają po cichu, wymawiane były w języku francuskim, niemieckim i t. d. albo też hebrajskim ?

Mówiąc o liturgii tymże samym niektórzy posługują się sofizmatem, co i o Piśmie św. Bezprzestannie zarzucają nam język obcy, jak gdyby chodziło o chiński albo sanskrycki. Kto nie rozumie Pisma św. i nabożeństwa, może się nauczyć po łacinie. Fenelon mówił nawet, o kobietach, że wolałby kazać je uczyć łaciny dla zrozumienia służby bożej, aniżeli włoskiego języka, dla czytania poezji o miłości. Atoli przesąd nie słucha nigdy głosu rozumu, i od trzech wieków oskarża nas gwałtownie że taimy Pismo św. i modlitwy publiczne, gdy my tymczasem odprawiamy je w języku znanym dla każdego, ktokolwiek ma prawo zwać się nie już uczonym ale oświeconym, albowiem tego języka przecież w kilka miesięcy nauczyć się można.

A nawet przekładem wszystkich modlitw kościelnych, wszystkie zaspokojono żądania. Jedne przekłady przedstawiają same dosłowne wyrazy, drugie ich myśl wewnętrzną. Księgi te w nieskończonej są liczbie, i nadadzą się dla każdego wieku, dla wszystkich pojęć, dla wszystkich usposobień. Niektóre słowa ważniejsze w jezyku pierwotnym znane wszystkim uszom, wreszcie niektóre ceremonie, niektóre ruchy, nawet poruszenia dzwonka niekiedy, ostrzegają najmniej ukształconego człowieka o wszystkiem, co się mówi i czyni. Kiedy kto chce, może ciągle w najlepszej z kapłanem zostawać wspólności, a jeżeli jest roztargniony, to jego wtem wina.

Co do ludu, (w właściwem tego słowa znaczeniu), jeżeli nie rozumie wyrazów, to tem lepiej. Poszanowanie zyskuje na tem, a umysłowość nie traci. Ten który wcale nie rozumie, rozumie lepiej, jak ten, co fałszywie rozumie. I jakże zresztą użalałby się mógł na religię, która wszystko robi dla niego, która naucza nieświadomych, pociesza ubogich, a pokornych nade wszystko miłuje? Co się zaś tyczy umiejętnych słuchaczy, dla czego nie ma Kościół powiedzieć im po łacinie swej jedynej zasady, że nie ma zbawienia dla pychy ?

Na koniec każdy język ulegający przemianom, mało odpowiada nieodmiennej religii. Przyrodzony porządek rzeczy, uderza ciągle na języki żyjące i nie mówiąc już o tych, wielkich przemianach, które go zupełnie przeistaczają, są też i inne, które nie zdają się być ważnemi, a są przecież bardzo znaczące. Zepsucie wieku codziennie uderza na te lub owe wyrazy, i psuje one jakoby dla zabawki. Gdyby Kościół przemówił naszym dawnym językiem, zależałoby tylko od woli jakiego władającego piórem, a zuchwałego w pomysłach autora, najświętsze słowa liturgii w śmieszność lub nieprzyzwoitość obrócić. Słowem z każdego względu, język religijny, powinien być po za obrębem codziennego, domowego użytku.



(Józef de Maistre, O papieżu, Kraków 1853, ss.104-108)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez danfoss dnia Czw 23:37, 27 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum W szkole Dmowskiego Strona Główna -> Książki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin